Zelig-ski Zelig-ski
90
BLOG

Protokoły psychiatryczne - teczka akt pacjenta, ze szpitala w Ko

Zelig-ski Zelig-ski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Odcinek 35 – pisany pobieżnie i niechlujnie, bo ja, przepisywacz tego tekstu z wyrwanych kartek z brulionu, na której jest pieczątka doktora M. psychiatry i neurochirurga i jakiś nieczytelny podpis, mający pewnie świadczyć o tym, że ktoś poważny, przy zdrowych zmysłach to czytał i widział, ale wątpię, czy był przy zdrowych zmysłach, albo czy nie był podpity, bo na mój rozum, trzeba być dobrze pierdolniętym, żeby firmować swoją osobą, czytanie takich rzeczy, jako poważnych i godnych uwagi, bo ja się boję. Patrząc na to, co się dzieje, myślę, że ludzie którzy decydują, kto jest mądry a kto głupi, kto zdrowy na umyśle, to są oni szajką wariackich zbrodniarzy, dla których zabić jest bułka z masłem.
    Ja się ich boję, żeby mnie nie zarazili jakimś bakcylem rozmiękczenia mózgu i nie tylko przepisywać tego, ale nawet czytać nie chcę. Nie wiem, czy ów doktor M. swoim podpisem zakwalifikował te poglądy jako „jeszcze rozumne i ludzkie”, bo przecież znawcy filozofii Wschodu akceptują jeszcze większe dziwactwa, jak Jezus Chrystus o dwóch waginach, albo wedyjska Maryja, z kutasem jak wielka faja, piastująca Kryszynę; ale jeśli się trafiają tacy zboczeńcy wśród kierowników zdrowego umysłu, a nawet muszą być tacy wśród „profesury”, bo by nie mogło działać społeczeństwo w ramach systemu zdrowego rozsądku, nie wiedząc co jest normalne i dozwolone a co chore, to ja na te zapiski zaczynam patrzeć zupełnie innym okiem, mianowicie, że moje życie musiało się skończyć klęską skoro chodziłem do tyłu, „rakiem”, myśląc, że tak gdzie mam dupę, to znaczy nos, usta, oczy i twarz z policzkami, tam mam twarz, en face, przód, front ciała, część przednią etc. A tymczasem miałem tam i mam nadal, część zadnią, tyłek, zadek i rzyć. Całkowite pomylenie kierunków i pojęć. Całe życie ubierałem portki przodem do tyłu. Całe życie to, co czytam, to co do mnie mówiono, w co kazano mi wierzyć, rozumiałem na opak.  
    
        Znalazłem taki oto dopisek do kartki zamieszczonej jako odcinek 34: „Pomyliłem się co do tego, twierdząc, że podczas aktu analizy wyobrażania sobie punktu, jako okręgu z ostrzem środkowym wyznaczającym sens przestrzeni tego umysłowego tworu umysł wizualizuje ten twór nadając mu kształt quasi materialny, jakby go oglądał oczami. Bierze więc w tej analizie prowadzącej do aktu zupełnego poznania udział również zjawisko akomodacji, bądź wyobrażonej quasi-akomodacji, jak podczas normalnego widzenia przedmiotów w świecie fizycznym. I tu się myliłem, bo wprawdzie umysł potrafi wyobrażać sobie przedmiot, jakby go oglądał i pracował na nim akomodując oczami, ale w czasie widzenia realnego akomodacja buduje przedmiot prowadząc do jego tworzenia, natomiast pseudo-akomodacja w akcie introspekcji prowadzi do unicestwienia przedmiotu, bo inaczej istnieć on nie może, jak nieistniejący. Więc w pewnym sensie taka operacja, jak „akomodacja”, również nie istnieje. Nawet zasady działania, inteligibilne komponenty umożliwiające rozumne procesy również w świecie nieistniejących przedmiotów, nie są zdolne do racjonalnego istnienia”.   
    
        Jedno dobrze zrozumiałem i muszę przyznać, doktorowi rację; gdybym był zabił i udusił moja młodszą o dziesięć lat siostrzyczkę, którą matka kazała mi się opiekować, to teraz nie byłbym bezdomnym, bo siostra by nie nie wyrzuciła z rodzinnego domu, ale wtedy nie przewidziałem tego i wychowywałem sobie kata, bo bardzo ją kochałem.
     Oto dalszy ciąg tego, co było napisane w tych szpitalnych świstkach:
Ciągle mówimy o tym, że nie ma rzeczy pojedynczej, a tymczasem byt, tak jak dwoje kochanków w burdelu dąży do pojedynczości, jedności, do uczynienia jednego z dwóch i być może to jest jego najbardziej tajemnicza cechą i motorem siły witalnej, pozwalającej trwać światu w nieskończoność. Bo nasza psychika czuje się nieswojo wobec jedności, chociaż jej się wydaje, że tego pragnie, jakby pragnęła śmierci, co jest sprzeczne, bo dąży do życia. W Pojedynczym, w jedności życia nie ma tylko jest w podwójności, w „dwójcy”. Nawet nasze zdolności poznawcze nie są przystosowane do poznawania jedności i poznanie zaczyna się od rozróżniania „dwójcy”. Te trudności, dotyczące analizy bytu absolutnego Boga, dobrze ilustruje kombinatoryka Ojców Kościoła, którzy wymyślili „Trójcę świętą”, chcąc wyminąć przeszkody, jakie natrafia intuicja przy oglądzie absolutnego bytu Boga, który jest jednością, bez części. Dlatego przydano mu dwa elementy, Syna i Ducha świętego. Trójca pasuje idealnie do myślowej struktury „jedności”, w której elementy są w równowadze. Gdyby Bóg (chrześcijan), a jest on konstruktem ludzkiej podświadomości, był tylko Synem i Ojcem, to tak by byli bardzo zajęci sobą, tak by się kochali, że ich istnienie, które zawsze musi być aktywne) zamieniałoby się w stan letargicznego snu aż do zupełnego zaniku w nirwanicznej nicości. Dlatego dodano im „Ducha świętego”, żeby się nieustanie wiercił między nimi, bałamucąc to jednego to drugiego, nie pozwalając im zajmować się wyłącznie sobą, jak w trójkącie miłosnym, gdzie musi następować wymiana partnerów. No, a z tego względu nie mogła powstać również „czwórca”, bo by znów było o jednego za dużo, czyli tego, który z trzecim stworzy intymną parę i oddadzą się poszukiwaniu złudnej i szkodliwej jedności.
   
      Przyglądając się temu, można dojść do wniosku, że również nasz ziemski burdel powinien bazować na idei „trójcy” a nie jak dotychczas na „dwójcy”. Chyba, że jest tak, iż „trójca” jest zachowana w ten sposób, że w chwili orgazmu między dwojgiem kochanków pojawia się ten trzeci, Kosmos we własnej osobie, jakiś spersonifikowany quasibyt, byt, który dla nas, jest dostępny przez jego ujęcie naszej świadomości, czyli musi być jakoś osobowy, mieć jakieś cechy Osoby, albo też Ktoś z Kosmosu, kto zdolny jest reagować na nasze poruszenie miłosne między członkiem a waginą, lub Coś, co jest żywe, ale nie osobowe, jak np. (kosmiczny) pies, który przywołany do salonu przez kalkulującą pańcię, jest zachęcony do współudziału w stosunku, żeby się do nich przyłączył i lizał pana po jajach a pańcię po clitoris. Tą trzecią Osobą w trójcy nie może być Bóg, dopóki kopulacja odbywa się na terenie Kosmosu, bo Bóg nie jest Kosmosem; tylko to może być coś myślącego ale żyjącego w kosmosie. I w ten sposób powstaje „trójca” ratując układ binarny przez zwyrodnieniem w zatracie jednostkowego egoizmu. Bo zauważ, że podczas kopulacji ciała kochanków są dwa, ale w chwili szczytowania egoizm jest jeden. Tylko podczas udawania szczytowania, w seksie małżeńskim za pieniądze może dojść do dwóch egoizmów, kochanka i kochanki. Brzmi to tak, jakbym twierdził, że w burdelu nie oddają się za pieniądze i nie udają szczytowania. Ależ oczywiście że się oddają za pieniądze i często udają szczytowanie, ale przecież my tutaj analizujemy sprawy pozaświatowego burdelu. My tutaj, zdając sobie sprawę, jakim wstrętnym burdelem są nasze rządy, parlamenty, kościoły i sądy, jaki gnój zalega w naszych rodzinach, zadajemy sobie pytanie, czy jeszcze jest możliwy wyidealizowany burdel z naszych snów, gdzie moglibyśmy zapłacić ładnej kobiecie, budzącej nasze pożądanie i posiąść ją bez fałszywego wstydu, a ona w zamian obdarzy nas takim orgazmem, że ta rozpadlina sprzeczności, jaką jesteśmy, stanie się tym, czym byliśmy na początku, razem z nią, z kobietą i rozpadliną, między jej nogami (pieczarą prorokującej Pytii) w sobie, której poszukiwaliśmy na początku swojej drogi? Znaczy to, że odzyskaliśmy paradoksalny stan naszej wyższej metafizycznej godności, z której stara się nas odrzeć system polityczny, instytucje społeczne, religie i etosy. Po wyjściu z burdelu, bez trwogi, niewolnik znów staje się panem.
Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo